Dla prawdziwych poszukiwaczy pamiątek Chiny przygotowały mnóstwo propozycji. Jedną z nich jest jedwab, dzięki któremu wyrabiane są sukienki, poduszki czy chusty w różnych zdobieniach czy kolorach. Inną pamiątką, którą warto przywieźć z Chin są herbaty. Można je kupić w zestawie z kubkiem lub miseczką.
Blog podróżniczy, w całości poświęcony podróżom po Polsce. Miejsca z kanonu i te z bocznej drogi, pomysły na weekend, inspiracje i ciekawostki. Staram się udowodnić, że Polska nie jest nudna, a przygoda zaczyna się tuż za progiem domu. kuchnia. przyroda.
Do Grodna, Brześcia, Lidy, Puszczy Białowieskiej, nad Kanał Augustowski, oraz na inne tereny przygraniczne na Białorusi można przyjechać bez wizy. W zamian wizy podróżny ma obowiązek wykupić bezwizową wycieczkę. Przez serwis bezviz.by otrzymasz bezwizowe dokumenty w 5 minut.
Kolejną rzeczą, którą warto kupić w Turcji jest inna tania pamiątka w postaci… oliwkowego mydła. Mydło z Turcji oliwkowe uchodzi za naprawdę wysokiej jakości, naturalny kosmetyk. W Turcji kupić można również mydło lawendowe lub różane. Kostki lokalnego mydła są dość tanie, więc można kupić ich kilka na prezent dla
Kalendarz Majów i Azteków. W każdym sklepie z pamiątkami kupimy kalendarz Azteków. Może być wykonany w drewnie, kamieniu, glinie albo gipsie. Często też pojawia się na koszulkach albo poszewkach na poduszki. W całym Meksyku można kupić też słynny kalendarz Majów, który przepowiedział koniec świata (21 grudnia 2012 r.).
Podróż powrotna z wyspy wiąże się z pewnymi ograniczeniami, dlatego warto dowiedzieć się, co można przywieźć z Cypru samolotem. Restrykcje nie odbiegają znacząco od powszechnie przyjętych standardów, lecz dla niektórych może być zaskoczeniem, że produkty zakupione w części tureckiej mogą zostać skonfiskowane, jeśli ich
Co przywieźć z Izraela? – przewodnik po najlepszych pamiątkach i produktach z tego kraju Izrael to kraj, który słynie z bogatej historii, religijnych zabytków oraz wyśmienitej kuchni. Bez problemu można tu znaleźć coś dla siebie – nie każdemu jednak łatwo jest wybrać odpowiednie prezenty dla bliskich, które z jednej strony będą oryginalne, a z drugiej
Lniane produkty można kupić w sklepach i centrach handlowych. WYROBY ZE SLOMY. Słoma - jedno z najstarszych rzemiosł. Na Białorusi, plecione ze słomy zajmuje się od dłuższego czasu. Słoma pokryte dachów domów, poszła do bydlęcych pościel, buty i nosił człowiek służył jako łóżko, a w złym roku zostało zmieszane i chleb.
Z Teneryfy warto przywieźć - oczywiście poza świetnym humorem, masą zdjęć i cudownymi wspomnieniami - kilka rzeczy, których nie znajdziemy w sklepach a mianowicie: czarny piasek z typowo wulkanicznych plaż (do tego małe, ozdobne szklane pudełeczko i mamy oryginalną pamiątkę), szyszkę z endemicznych sosen kanaryjskich (podobno z
Jest w czym wybierać! Przy okazji OSTRZEŻENIE (tak, wiem, jestem nudna) - z uwagi na przepisy celne, weterynaryjne lub fitosanitarne tych rzeczy z Turcji przywozić nie należy: - antyki. - minerały. - wyroby ze zwierząt zagrożonych wyginięciem. - wyroby z mięsa i mleka.
xcwR. Autor Wiadomość Temat postu: Co przywieźć z Rosji? #1 Wysłany: 22 Gru 2017 17:01 Rejestracja: 28 Lip 2016Posty: 197Loty: 298Kilometry: 396 017 niebieski Co warto przywieźć?PS. Czy ktoś się może wybiera w najbliższym czasie nad Bajkał? _________________ Góra Anonymous Temat postu: Re: Co przywieźć z Rosji? #2 Wysłany: 22 Gru 2017 17:14 Z Rosją to kojarzą mi się matrioszki i takie obudowy metalowe na z produktów spożywczych to wódkę oczywiście warto przywieźć. I kawior, jeśli lubisz. Góra becek Temat postu: Re: Co przywieźć z Rosji? #3 Wysłany: 22 Gru 2017 17:18 Rejestracja: 12 Sie 2012Posty: 3490 złoty za kawior można wpaść w klopoty-CITESnic nie przywoź(poza wspomnieniami) bo tam nic ciekawego nie mawódka polska lepsza _________________ Góra Zeus Temat postu: Re: Co przywieźć z Rosji? #4 Wysłany: 22 Gru 2017 17:28 Sezonowy Cebulion Rejestracja: 20 Lis 2011Posty: 18493 MatrioszkęChustki Z wódki: Putinka smakuje dobrzeCiastka ZefirKhohloma: drewniane sztućce, naczynia Góra krasnal Temat postu: Re: Co przywieźć z Rosji? #5 Wysłany: 22 Gru 2017 17:54 Rejestracja: 30 Gru 2011Posty: 5598Loty: 169Kilometry: 241 913 niebieski Drewniane zabawki dla dzieci. Jest tego mnóstwo. W rejestrowanym - naturalne kosmetyki, np. Natura Siberica albo Baikal _________________Blbec je blbec a blbcem zůstaneJa tu tylko sprzątam Góra maginiak Temat postu: Re: Co przywieźć z Rosji? #6 Wysłany: 22 Gru 2017 17:56 Rejestracja: 16 Paź 2016Posty: 1001Loty: 306Kilometry: 490 334 srebrny Od kilku lat przywożę czerwony kawior, zawsze 3-4 małe słoiki i nigdy nic mnie nie spotkało a jestem w Rosji co najmniej 4 razy w roku. Czerwony kawior jest szczególnie dobry z fajnie kupić ale warto poszukać jakiegoś wyjątkowego wzoru bo tych odpustowych jest wszędzie na pęczki i wszystkie takie zabawny plan na przyszłość to zakup samowara ale muszę jeszcze wymyślić jako go przewieźć Góra michcioj Temat postu: Re: Co przywieźć z Rosji? #7 Wysłany: 22 Gru 2017 18:00 Rejestracja: 20 Lut 2012Posty: 4651 srebrny maginiak to ze cie nic nie spotkalo, nie zmienia faktu ze lamiesz prawo - przywozenie zywnosci od ruskich jest zakazane. Góra Anonymous Temat postu: Re: Co przywieźć z Rosji? #8 Wysłany: 22 Gru 2017 18:16 @michcioj, ale to jest zakaz, który nie znajduje odniesienia w prawie naturalnym ani żadnym znanym mi kodeksie moralnym, więc złamanie go jest bez znaczenia (poza ewentualnymi nieprzyjemnościami i karą finansową). To nie przemyt narkotyków Góra maginiak Temat postu: Re: Co przywieźć z Rosji? #9 Wysłany: 22 Gru 2017 18:17 Rejestracja: 16 Paź 2016Posty: 1001Loty: 306Kilometry: 490 334 srebrny Góra Stasiek_T Temat postu: Re: Co przywieźć z Rosji? #10 Wysłany: 22 Gru 2017 18:34 Rejestracja: 20 Paź 2011Posty: 363 niebieski Wywieźć z Rosji można 250g, do Unii (Polski) wwieźć 125g, o ile jest odpowiednio obanderolowane. Pozostałe 125 g trzeba zjeść po drodze ,ale czerwonego kawioru to ograniczenie chyba nie dotyczy. _________________Naprawdę pisze się razem. Naprawdę!Zresztą zresztą też. Góra rattaman Temat postu: Re: Co przywieźć z Rosji? #11 Wysłany: 22 Gru 2017 19:21 Rejestracja: 26 Cze 2012Posty: 937Loty: 155Kilometry: 370 915 srebrny Do kawioru i wódki jeszcze kultowe papierosy białomory. _________________ Góra kewatkO Temat postu: Re: Co przywieźć z Rosji? #12 Wysłany: 22 Gru 2017 19:39 Rejestracja: 27 Paź 2015Posty: 430Loty: 6Kilometry: 5 948 maginiak napisał(a):.....Mój zabawny plan na przyszłość to zakup samowara ale muszę jeszcze wymyślić jako go przewieźć Jak masz możliwość to nadaj do pociągu (który jedzie albo przejeżdża przez Twoje okolice) i odbierz w Polsce koszt takiej przesyłki około 10_15$/€ ,sprawdzone kilkukrotnie i zawsze działało tylko cena to zawsze zagadka. Góra BusinessClass Temat postu: Re: Co przywieźć z Rosji? #13 Wysłany: 22 Gru 2017 19:59 Rejestracja: 17 Lut 2013Posty: 1402Loty: 494Kilometry: 1 102 778Zbanowany Wódka Beluga, pyszna jest _________________ Góra cccc Temat postu: Re: Co przywieźć z Rosji? #14 Wysłany: 22 Gru 2017 20:16 Rejestracja: 11 Kwi 2016Posty: 4717Zbanowany srebrny Zgadza sie, Beluga to jedna z najlepszych wodek rosyjskich z wyzszej polki, ostatnio degustowalem w rosyjskiej restauracji w NY. Ja przywiozlem wspanialy miod, ktory kupilem nie w sklepie, ale od mieszkancow syberyjskiej z Moskwy moglem bez problemu w podrecznym, ale mialem przesiadke w Monachium i mi jednak mozliwosc wypelnic formularz, zaplacilem ok. 20 Euro i mi przyslali do domu. Pierwszy raz spotkalem sie z czyms takim, zeby po konfiskacie Syberii kupilem tez wspanialy bimberek, z najlepszym koniakiem moglby sie na trasie transyberyjskiej dostalem w prezencie od lekarza pokladowego matrioszke, a w srodku byla mala butelka wodki. Szukalem pozniej w sklepach, ale nie Irkucku mozna kupic czarny kawior spod lady, nie jest tani, ale przywiezc nie wieczoru. _________________Nie czyń drugiemu co tobie niemiłe, uderzy w ciebie ze zdwojoną silą i nie bądź tchórzem i prymitywne ataki!Socotra / AfganistanAfryka / GoryleWyprawa na Biegun lodołamaczem atomowym, Antarktyda, Polska Stacja Arctowski, Arktyka na życzenie przez PW Góra michcioj Temat postu: Re: Co przywieźć z Rosji? #15 Wysłany: 22 Gru 2017 21:23 Rejestracja: 20 Lut 2012Posty: 4651 srebrny maginiak napisał(a):Cytuję za stroną opłat celnych można wywozić: wyroby alkoholowe - 2 l, papierosy - 200 sztuk, cygara - 50 sztuk, czarny i czerwony kawior - 250 g, szlachetne gatunki ryb - 2 kg." ... nie miałem pojęcia ze jednak można legalnie przywieźć kawior. Góra maginiak Temat postu: Re: Co przywieźć z Rosji? #16 Wysłany: 22 Gru 2017 21:53 Rejestracja: 16 Paź 2016Posty: 1001Loty: 306Kilometry: 490 334 srebrny michcioj napisał(a):Panowie nie miałem pojęcia ze jednak można legalnie przywieźć zabolało! Ale na wszelki wypadek sprawdziłam i nadal jestem kobietom Góra michcioj Temat postu: Re: Co przywieźć z Rosji? #17 Wysłany: 22 Gru 2017 22:30 Rejestracja: 20 Lut 2012Posty: 4651 srebrny o masz, maginiak bardzo Cie przepraszam nie wiedzialem, wybaczysz ? Góra maginiak Temat postu: Re: Co przywieźć z Rosji? #18 Wysłany: 23 Gru 2017 08:12 Rejestracja: 16 Paź 2016Posty: 1001Loty: 306Kilometry: 490 334 srebrny Och, no chyba nie mam wyjścia, przecież święta to czas wybaczania Góra BusinessClass Temat postu: Re: Co przywieźć z Rosji? #20 Wysłany: 26 Gru 2017 17:31 Rejestracja: 17 Lut 2013Posty: 1402Loty: 494Kilometry: 1 102 778Zbanowany Falka?! napisał(a):Wiesz, że są w Polsce i są super? Są, fajny krem ok. 60zł w Auchan _________________ Góra
Zaczerpnięte z "Nie dotknę ani wątróbki, ani żadnych innych podrobów, ani nawet surowego mięsa. Nie ściągnę z mleka kożucha, z budyniu również. Nie spojrzę w stronę pełnego pampersa, nie chcę nawet poczuć w nozdrzach jego obecności. W ogóle kto wymyślił, żeby te słodkie, miękkie, różowe, śliniące się bobasy robiły takie ohydztwa pod siebie...?! Tia... Ale ja byłam kiedyś dziwna". Śmiejąc się dyskretnie ze składanych sobie niegdyś obietnic, stałam w kolejce do kasy kołysząc wózkiem sklepowym w przód i w tył. To nic, że Mała J z wózka już wyrosła, a poza tym została w domu z tatą... Jest to odruch, chyba każdej matki, który pojawia się wraz z urodzeniem dziecka. Albo bujasz wózek sklepowy lub cokolwiek co ma kółka i da się prowadzić, albo stoisz kołysząc się na boki, a zamiast dziecka w ramionach tulisz reklamówkę z zakupami... Na całe szczęście z czasem odruch ten mija. Nabywasz za to nową umiejętność - zwiększoną tolerancję, lub jak kto woli - zmniejszoną wrażliwość na pewne obrzydliwe (szczególnie dla nieposiadających dzieci) rzeczy. Zacznijmy jednak od początku... Od tygodnia rypała mnie głowa. Od siedmiu dni piłam poranną dawkę solpadeiny, by przetrwać jakoś odczuwanie nadchodzących zmian. Miałam przecież zaplanowany urlop, a jak na złość w czasie jego trwania pogoda postanowiła się zepsuć. Ale mam zaplanowany urlop. MAM ZAPLANOWANY URLOP! Nie po to rozkręcałam zjeżdżalnię i upychałam ją do bagażnika, by zostać w domu i poczekać na lepsze prognozy. Załadowałam więc samochód...z niewielką pomocą M... i oferując wycieczkę z all inclusive, postawiłam na tylnym siedzeniu dzieciom wiklinowy open bar, by przez dwie godziny podróży nie odwracały mojej uwagi od prowadzenia auta. Wszak pierwszy raz wyruszałam sama za sterami na taką odległość. Przez pierwsze półgodziny jazdy nie mrugnęłam chyba nawet okiem. Taka byłam skupiona! Rozluźniłam się wówczas, gdy mój wzrok zaczął obierać szersze pole widzenia niż prawy pas jezdni, a do moich uszu dobiegło powtarzane z niezwykłą regularnością i częstotliwością pytanie "Kiedy dojedzieeeemyyy?". W końcu znudzone podróżą i jedyną padającą z moich ust odpowiedzią "Dojedziemy jak dojedziemy", dzieci zasnęły. Szkoda tylko, że pięć minut przed dotarciem na miejsce... Domek z pozoru niewielki, mieścił w sobie cztery pokoje, w tym jeden naprawdę duży, małą, ciemną kuchnię, jeszcze mniejszą łazienkę i sporą werandę. Powieszone w każdym pomieszczeniu tykające zegary, ręcznie robione narzuty na wersalki, skrzypiąca podłoga oraz piec w kuchni, oddawały cudownie wiejski klimat, którego tej turystycznej, odwiedzanej głównie przez warszawiaków wsi - brakowało. Po rozpakowaniu bagaży i skręceniu zjeżdżalni (zjechały z niej może ze dwa razy podczas całego pobytu...), wsadziłam córki do basenu z nagrzaną już wodą, a sama urządziłam sobie kąpiel słoneczną, by następnego dnia cieszyć się opalenizną okraszoną wysypką, może nie od nadmiernej, ale od pierwszej w tym sezonie ekspozycji na promienie UV. W końcu według prognoz został mi jeszcze jeden słoneczny dzień, który będzie można cudownie spędzić ukrywając się w cieniu, popijając maślankę i smarując się nią, i starając się nie drapać swędzących ramion i dekoltu. Ale skóra ma to do siebie, że się regeneruje, więc kiedy uporała się w końcu z uczuleniem, pogoda przyniosła mi "ulgę" w postaci czterech dni deszczu i temperatury od 11 do 15 stopni w dzień, co zaowocowało regularnie powtarzanym przez dzieci "Nudzę się..." w wersji Dużej J, oraz "Siebiesie..." w wersji Małej J. Aby więc zaspokoić rządzę zabawy córek, zaprosiłam pociechy gości z domku obok. Tych samych, których pies regularnie wbiegał przez uchyloną furtkę na nasz trawnik i osrywał go z nadzwyczajną intensywnością, Przecież nie poczujesz, że na wsi jesteś, jeśli choć raz w gówno nie wdepniesz... Doczyszczając zatem z butów oznaki obcowania z naturą, patrzyłam z nieukrywaną radością na zabawy dzieci w "Głuchy telefon". "Pomidora", "Raz, dwa, trzy Baba Jaga patrzy" i inne. Niech się młodzież się wyszaleje, a ja...a ja potem po nich posprzątam. I poszukam babci, która odzwyczajona od hałasów i plączących się po domu energicznych dzieci, schowała się w piwnicy przed natarciem kilkulatków. I nastał w końcu dzień, w którym lejący się z nieba deszcz, 10 stopni ciep...zimna oraz rozładowany w samochodzie akumulator (dzieci lubią włączać światła w bagażniku, nie lubią natomiast ich wyłączać), oznajmiły, że oto koniec sielanki i pora wracać do domu. Przedtem trzeba jednak znaleźć jakiegoś pana z prostownikiem... Z łezką wzruszenia rozkręciłam po raz kolejny zjeżdżalnię, przysięgając sobie nigdy więcej nie zabierać jej na żadne wyjazdy, pożegnałam się z wiejskim domkiem, wytarłam podeszwę buta o trawę i ruszyłyśmy z moją mamą w drogę. Każda w swoją stronę. Będąc już w domu, w którym zakropiwszy sobie uprzednio wyschnięte od dwugodzinnego niemrugania oczy, siadłam okryta kocem i wsłuchiwałam się w szumiący za oknem wiatr oraz stukający o parapety deszcz. Wypiłam gorącą herbatę z cytryną, włożyłam zakładkę do czytanej właśnie książki i patrząc się na strużki wody cieknące po szybach, pomyślałam; "Jak ja lubię takie wieczory...Ale k...a nie w lipcu!", po czym założyłam wełniane skarpety i położyłam się spać. Rano obudził mnie krzyk pędzącej do łazienki Dużej J. Założyłam szlafrok i poczłapałam do pokoju dzieci by odkryć, że na dywanie wcale nie leży "Myślałam, że to magiczna plastelina, która odbija się gdy rzuci się nią o podłogę!" jak krzyczała szorująca ręce Duża J, tylko uwolniona zawartość z pampersa Małej J. A ja... A ja zorientowałam się, że wcale nie obrzydza mnie przymus sprzątnięcia tego...wszystkiego i szorowanie dywanów z rana (kawa byłaby zdecydowanie milej widziana, choć w obu tych przypadkach działanie wybudzające okazało się równie skuteczne). Nie takie niespodzianki już serwowały mi dzieci... Odkryłam jednak, że obrzydliwszy od widoku matki szorującej ubabrany dywan, jest widok matki z grypą żołądkową szorującej tenże dywan. Bo z wakacji, poza mizerną opalenizną i obejrzanym sezonem "Kryminalne zagadki Miami", poza wspomnieniami i rozkręconą zjeżdżalnią, przywiozłyśmy ze sobą jeszcze jelitówkę. Nastał zatem idealny moment by rozpocząć naukę Małej J korzystania z nocnika... A ponieważ każdy potrzebuje czasem chwili wolnego, odpoczynku i zresetowania, na pewien czas znikam z Może wrócę dopiero po wakacjach, może znacznie wcześniej... Co nie oznacza, że Was całkiem opuszczam! Zapraszam na facebookowy fp, gdzie będę się pojawiać i, mam nadzieję, umilać Wam czas nieco krótszymi historyjkami z mojego maminego życia. Do zobaczenia!
Łukaszenka, ostatni europejski dyktator, ma doświadczenie w trwaniu przy władzy. Ale nawet po ewentualnym zduszeniu protestów Białoruś będzie już innym krajem. Białoruś. Jak długo potrwają protesty? Ich trwanie będzie zależało od tego, czy pacyfikacja manifestacji zdopinguje obywateli do większej aktywności, czy też złamie ich ducha. Siły milicyjno-wojskowe wciąż są posłuszne władzy, ale przekraczają kolejne granice brutalności. A im dłużej funkcjonariusze będą posyłani do bicia, tym bardziej będą zmęczeni i zaczną mieć wątpliwości, czy stoją i działają po właściwej stronie. Nagrania z ich akcji idą w świat, zostaną zapisane choćby w internecie, a po obecnych wypadkach praca w OMON albo KGB będzie bardziej źródłem hańby niż powodem do dumy. Na wyobraźnię działa antyprzykład ukraińskiego Berkutu, którego posłano, by ostrą amunicją zdusił kijowski Majdan. Niezależnie od nastawienia służb przyszłość protestów rozstrzygnie masowy udział – lub jego brak – robotników. W białoruskich miastach – to spadek po sowieckiej gospodarce – wciąż funkcjonują wielkie fabryki z tysięcznymi załogami. Dotąd strajkowały pojedyncze zakłady, czasem tylko ich wydziały. Strajkujący zgłaszali postulaty zaprzestania przemocy. Aby władza miała się czego obawiać, musiałoby dojść do jakiejś powtórki polskiego Sierpnia, praca musiałaby zostać wstrzymana w większej liczbie przedsiębiorstw, nie tylko w stolicy, a ich pracownicy musieliby wyjść na ulice lub przynajmniej uzależnić powrót do maszyn od spełnienia stawianych postulatów. Przyszłość ruchu obywatelskiego Białorusini poszli drogą, którą przez wiele miesięcy próbowali iść mieszkańcy Hongkongu: biorą udział w oddolnie nie tyle organizowanych, ile skrzykiwanych manifestacjach, obywają się bez liderów, nie zniechęcił ich nawet wyjazd na Litwę Swietłany Cichanouskiej. Akurat pretendentka do prezydentury nie jest potrzebna do realizacji ledwie kilku jasno sprecyzowanych postulatów: zakończenia represji, wypuszczenia więźniów i przywrócenia demokratycznej konstytucji z 1994 r. O ile na etapie kryterium ulicznego taka sieciowa architektura ma wiele zalet, bo nie sposób wskazać punktu, po przekroczeniu którego ruch straci wigor, o tyle z czasem dawne zalety stają się balastem. Bardzo trudno robi się politykę bez polityków i bez zaplecza, zwłaszcza struktur i pieniędzy. Nawet jeśli wielkie strajki sparaliżują cały kraj, zniechęcony bezradnością OMON przestanie pałować, a wystraszony widmem nie tyle buntu i zamieszek, ile prawdziwej rewolucji Aleksandr Łukaszenka zdecyduje się na jakieś ustępstwa, to za bardzo nie ma z kim rozmawiać, nie ma kto od niego brać władzy. Oczywiście, wielkie wydarzenia szybko tworzą nowych bohaterów – vide przypadek Cichanouskiej – tworzą też liderów, ale na razie ich nie widać. Widać za to co innego: jak racjonalna z punktu widzenia Łukaszenki była trwająca od dwóch dekad staranna eliminacja wszelkiej polityczności innej niż ta koncesjonowana przez reżim, zwłaszcza marginalizacja tzw. starej opozycji, dziś pozostającej faktycznie na marginesie wydarzeń. Czytaj też: Takiej mobilizacji na Białorusi jeszcze nie było Pozycja Aleksandra Łukaszenki Najważniejszym medium na Białorusi jest bbc, skrót rozwijany jako „baba babie skazała”. Białorusini ustalają w tych dniach, co sądzić o wyborach, prezydencie, stylu tłumienia protestów, widokach na zmiany, opłacalności ryzyka. Wiele rodzin spędza wakacje na daczach, ma sporo czasu, by z krewnymi, sąsiadami i przyjaciółmi przedyskutować sytuację, dowiedzieć się, kto z najbliższego kręgu został zatrzymany, pobity lub zastraszony. A kto zatrzymywał, bił i zastraszał. Z atmosfery panującej w miejscach pracy, zwłaszcza państwowych, zorientują się też, na ile reżim pozostaje stabilny. O jego stabilności będą zapewniały wciąż szalenie wpływowe i kontrolowane przez władze telewizje białoruskie oraz bardzo chętnie oglądane rosyjskie. Czytaj też: Białoruś na krawędzi. Nie ma optymizmu, jest nadzieja W porównaniu do wielu poprzednich wakacji codzienne dyskusje zyskały nowe wątki, bo agresja wymierzona w pokojowo nastawionych obywateli oznacza zerwanie kontraktu obowiązującego od ponad dwóch dekad. Zakładał on, że prezydent zajmuje się polityką, a ludzie siedzą cicho, cieszą się bezpieczeństwem, biedną stabilizacją, brakiem bezrobocia itd. Jednak poczucie bezpieczeństwa – przez puszczoną na żywioł pandemię, zaczętą i bez niej recesję, a teraz brutalną milicję – zmniejsza się coraz bardziej. I każe zadawać powracające pytanie, czy tak postępujący prezydent rzeczywiście jest Białorusinom potrzebny. Łukaszenka ma krew na rękach albo – jak przedstawiają go karykatury – na wąsie. Tym samym roztrwonił resztki kapitału dyktatury z ludzką twarzą, jego firmowym numerem było zarządzanie państwem jak kołchozem, w którym zaczynał karierę: żelazną ręką, ale z pozorem gospodarskiej troski i z dbałością o każdy szczegół. Teraz stał się zakładnikiem sił milicyjno-wojskowych, to one go chronią i szepczą rozwiązania. To one są gwarantem trwania reżimu i jego układu społeczno-gospodarczego. Jego upadek wahnąłby pozycją elity, która budowała się od połowy lat 90. Układ okazuje się trwały, na Białorusi – inaczej niż na Ukrainie podczas Majdanu – nie rozerwały się łańcuchy lojalności rozciągnięte między pałacem prezydenckim a najmniejszymi komisariatami milicji, lokalnymi urzędami czy państwowymi gospodarstwami rolnymi, nie zbuntowały się też miasta ani regiony. Czytaj też: Łukaszenka zauważył wirusa, ale restrykcji nie wprowadza Białoruś, Wschód i Zachód Położenie oraz niewielki potencjał gospodarczy, ekonomiczny i polityczny skazują Białoruś na uzależnienie od interesów państw potężniejszych, a jakoś zainteresowanych Europą Wschodnią. Dotychczasowy brak rosyjskiej interwencji – nie licząc dziwacznej historii z najemnikami z okresu kampanii – pokazuje, że Rosji rozwój wypadków pasuje. Jej celem jest zdominowanie Białorusi, pogłębienie integracji obu państw, docelowo pewnie aneksja, ale na razie Łukaszenka, na którego spadną zachodnie sankcje, dobrze rokuje, będzie klientem potulnym. Protestujący narzekają, że Zachód ich nie wspiera. Faktycznie Unia Europejska i Stany Zjednoczone mają problem z przyjęciem choćby zdecydowanego stanowiska, nie mówiąc o rzeczywistych działaniach. Ewentualne sankcje (np. na sektor wysokich technologii, generujący 7 proc. PKB i eksportujący do USA) to kwestia przyszłości, zapał do ich nakładania ogranicza pamięć o tym, że Łukaszenka ma duże doświadczenie w szukaniu sposobów na łagodzenie wszelkich ograniczeń – długo to była rosyjska kroplówka gospodarcza, próbował też np. chińskich kredytów ratujących płynność finansów publicznych. Dodatkowo ochota do nakładania sankcji będzie osłabiona czynionymi ostatnio podchodami, by zacząć z Łukaszenką robić większe interesy. Ropę naftową próbują sprzedawać mu Stany, mogłaby być transportowana przez Litwę i Polskę, w drugą stronę, np. do Polski po zbudowaniu potrzebnych połączeń, mógłby płynąć prąd z otwieranej właśnie elektrowni atomowej w Ostrowcu. Fakt, że do równania doszły stłumione protesty, nie musi wpłynąć na wynik obliczeń, nie musi automatycznie przełożyć się na pełną izolację Łukaszenki i białoruskiej gospodarki od Zachodu. Precedens modelu jest względnie niedaleko, to Azerbejdżan. Kulturowo należący co prawda do Azji Środkowej, ale też postsowiecki i geograficznie wciąż w Europie. Dotąd tamtejsze władze były znacznie bardziej brutalne w stosunku do przeciwników lub krytyków, co nie przeszkadzało przedsiębiorstwom z demokratycznego i oświeconego Zachodu robić tam całkiem niezłych interesów. Model azerbejdżański można powtórzyć, wrzucając Białoruś do przegródki „satrapia” i traktując według kryteriów stosowanych w relacjach z naftowymi monarchiami nad Zatoką Perską. Czytaj też: Groźbą i przemocą. Tak walczą z wirusem byłe republiki ZSRR Polska a sprawa białoruska Niemrawa reakcja Polski wynika stąd, że poza wąskim kręgiem ekspertów czy hobbistów pierwszy raz od setek lat polskie elity polityczne, biznesowe i intelektualne mają tak małe rozpoznanie przestrzeni tuż za Bugiem. Przekłada się to na kiepskie rozeznanie w sprawach białoruskich. Sam kraj wydaje się czarną dziurą, ewentualnie jakąś nieciekawą egzotyką, może przaśnym skansenem. Niby wiadomo, że Białoruś jest zwłaszcza dla polskiego bezpieczeństwa fundamentalnie ważna, ale jednocześnie minimalna jest na Białorusi obecność choćby polskich przedsiębiorstw. Wielkie jest nad Wisłą zaskoczenie towarzyszące śledzeniu relacji z protestów i konstatacja, że jednak Białorusini nie są tak prymitywni, jak chciałyby polskie stereotypy. Równolegle władze niezależnie od ekipy rządowej starają się prowadzić wielotorową politykę – wspierają opozycję i polską mniejszość, dają stypendia, mamią Łukaszenkę jakimiś korzyściami, ale nie za mocno, by nie zirytować lub sprowokować Rosji. Zapętlenie interesów i niezainteresowanie Łukaszenki sprawiają, że Polska rozwojowi wypadków w kraju leżącym raptem 131 km od wschodniej granicy Warszawy może się głównie przyglądać. A obecny rząd zdaje się wciąż liczyć, że jednak uda się zawiązać z Łukaszenką jakieś nici, przez pośredniczenie w sprzedawaniu mu zachodniej ropy. Jan Hartman: Białoruś to my! Co z Białorusią po ewentualnym upadku protestów? Łukaszenkę nazywa się ostatnim europejskim dyktatorem, ma więc duże doświadczenie w trwaniu przy autokratycznej władzy i wielokrotnie dawał dowody niereformowalności, braku skłonności do zmiany sposobu działania. Stąd po ewentualnym zduszeniu protestów znów pewnie będzie próbował balansowania między Rosją a Zachodem. Najważniejsze różnice będą dwie. Pierwsza: reżim ma powody, by stać się jeszcze bardziej brutalny, uruchomić falę prześladowań tych, którzy podnieśli rękę na władzę. To może wzbudzić falę emigracyjnych wyjazdów. Druga: obywatele się zobaczyli, może policzyli, na własnej skórze przekonali o prawdziwych intencjach władz. Protesty będą doświadczeniem generacyjnym, być może zaczynem niekoniecznie nowej rundy na ulicach, ale zmiany mniej gwałtownej, bardziej zorganizowanej, obliczonej na lata codziennych, cierpliwych starań o godność, wolność i wyższe standardy. Czytaj też: Baćka traci poparcie
Jeden z wrześniowych weekendów spędziłem na Białorusi. Pojechałem tam z Białowieży, rowerem, bez wizy. Szukając w internecie informacji na ten temat przed wyjazdem tego niewiele a to co znalazłem było często sprzeczne ze sobą. Dlatego poniżej krótko i na temat – jak pojechać, skąd, jakie dokumenty i gdzie załatwić i ile to kosztuje. Tak więc po kolei: Dlaczego z Białowieży ? Bo tak 🙂 Białowieża i Puszcza Białowieska to dla mnie miejsce, w które uwielbiam wracać, a że przy okazji jest możliwość pojechania do Białorusi przez przejście graniczne Białowieża – Pererov, przez pieszo – rowerowe przejście graniczne, to o tym własnie piszę. O ruchu bezwizowym z Białorusią, pisałem już w tym wpisie – Na Białoruś bez wizy – Grodno i Mińsk – zasady i warunki bezwizowego wjazdu W tamtym wpisie była teoria, dzisiaj zajęcia praktyczne. Dokumenty: Do przekroczenia zewnętrznej granicy UE potrzebny jest oczywiście ważny paszport. Po drugie i trzecie w ruchu bezwizowym potrzebna jest przepustka, oraz ubezpieczenie medyczne. Przepustkę uzyskuje się wypełniając formularz na białoruskiej stronie Parku Puszcza Białowieska. Aby ją otrzymać, należy na owej stronie opłacić tzw. „usługę turystyczną”, jaką jest wejście na szlak turystyczny Puszczy Białowieskiej i o tym za chwilę napisze ciut więcej. Strona z formularzem tutaj: Ważne! Wypełniając formularz wpiszcie wszystko tak jak stoi w paszporcie. Jeśli macie dwa imiona w paszporcie -wpiszcie oba. Nie pomylcie numeru paszportu. To bardzo ważne, inaczej cofną Was z granicy i nie wpuszczą do Białorusi. Po prawidłowym wypełnieniu formularza i opłaceniu kartą 10 rubli białoruskich (BYN) od osoby, zostajecie zarejestrowani w systemie granicznym i możecie cisnąć na granicę. Całość najlepiej załatwiać co najmniej na 48 godzin przed przekroczeniem granicy (najpóźniej można na 24 godziny wcześniej). Ostatnim punktem jest obowiązkowe ubezpieczenie. Nie może być byle jakie, a jedynie takie honorowane przez Białoruskie służby graniczne. Jest ono tanie, kosztuje 8 zł za osobę na 3 dni. Wykupić można je tutaj: Z tego linku korzystałem, zajęło to wszystko chwilę i na mailu miałem gotową do wydrukowania polisę. WAŻNE!!! – WYDRUKUJCIE SOBIE TĄ POLISĘ!!! Nie da się przejechać z polisą w smarkfonie. Musi być papier i to jeszcze najlepiej w kolorze – tak, aby były widoczne niebieskie pieczątki. Białorusini, jak każdy naród wschodni z Polską na czele, mają pierdolca na punkcie pieczątek. Całość można też zlecić licznym w Białowieży pośrednikom, płacąc dodatkową prowizję, ino po co ? Samemu zajmie to góra 15 minut przy komputerze. Wrócę jeszcze do „usługi turystycznej” Usługa owa jak już napisałem kosztuje 10 rubli białoruskich. Jednak nie jest to koniec opłat. Sprytni Białorusini, a raczej, co niestety trzeba napisać – białoruscy kombinatorzy z Parku Narodowego Puszcza Białowieska, postanowili dorobić sobie nieco i nie obędzie się bez dodatkowych opłat na miejscu. Po wypełnieniu formularza i opłaceniu owej jednej „usługi turystycznej”, dostaniemy po jakimś czasie maila, nie podpisanego przez nikogo, że „strona internetowa jest stara i bierze za mało”. Teraz trzeba opłacić 3 usługi, a nie jedną i kosztują one łącznie 12 Euro / 28,50 rubla białoruskiego… Opłatę trzeba wnieść na miejscu po przekroczeniu granicy w punkcie informacji turystycznej. Tak więc przez granicę przejedziecie bez problemu, bo w systemie wjazdowym jesteście zarejestrowani, a tuż za szlabanem już czeka z wyciągniętą łapą bardzo niesympatyczna Białorusinka. Na moje prośby wyjaśnienia dlaczego muszę dopłacić i prośbę wskazania odpowiedniego przepisu, bo jedyny jaki znam mówi o jednej „usłudze turystycznej” wiła się jak piskorz, i jedyne co z siebie potrafiła wydusić to to, że trzeba płacić i już, bo przecież dostałem maila, że trzeba płacić. W ramach 3 usług turystycznych otrzymujemy bilety do siedziby białoruskiego Dieda Maroza i dwóch muzeów. Różnicę w opłacie można na miejscu uiścić kartą – to jedyna pozytywna informacja. Piszę o tym, bo 28,50 rubla to prawie 12 Euro, a normalna wiza wjazdowa do Białorusi, nie mająca ograniczeń czasowych tak jak przepustka i upoważniająca do poruszania się po całej Białorusi kosztuje 25 ojro. Finansowo się to zatem nie składa kompletnie, natomiast na pewno jest to prostsze do uzyskania i praktycznie „od ręki”. Dojazd do granicy: Auto, jeśli takowe macie najlepiej zostawić w Białowieży. Przy przejściu granicznym nie ma parkingu i nie ma gdzie zaparkować. Coś tam budują przy samym przejściu, ale nie wiem czy będzie to parking, czy tylko krótkoterminowe miejsce postojowe. W Białowieży jest kilka miejsc gdzie można zostawić auto, duży parking przy wejściu na teren Parku Narodowego, za 6 złotych polskich za cały dzień. GPS: Dalej rowerkiem po znaku „Przejście graniczne 4 KM”, przez wioseczkę Grudki i prościutko do przejścia. Dojazd spokojnym tempem 20 minut w większości po płaskim. Przekraczanie granicy: Przekraczanie granicy odbiega trochę od typowego przekraczania wschodnich granic. Przede wszystkim jest całkiem miło, szybko i sprawnie. Najpierw należy wjechać na przejście i podejść z rowerem po prawej stronie do budki polskiego strażnika granicznego. Tam krótka standardowa kontrola paszportowa, następnie wychodzi jeszcze sympatyczny (co bardzo rzadkie!) celnik, aby przypomnieć co i ile można przywieźć i czego absolutnie nie. Następnie dreptamy na stronę białoruską. Otwiera się szlaban i mijamy białoruski słupek graniczny. Tam także po prawej do okienka. Tu jest tylko jedno. Trzeba podać paszporty i ubezpieczenie medyczne. O przepustki nikt nie pyta. Następnie kilka standardowych pytań i podejrzliwych spojrzeń, kontrola bagażu na rowerach, oraz osobista wykrywaczem metalu (nie mam pojęcia po kiego…), pieczątka wjazdowa w paszport i można iść dalej, do żołnierza przy szlabanie, który znowu zerka w paszport i otwiera szlaban. Jesteśmy na Białorusi! UWAGA – na terenie przejścia nie można robić zdjęć. Teraz tylko spotkanie ze wspomnianą niemiłą Białorusinką, która zgoli z nas różnicę pomiędzy 28,50 rublami a 10 które już zapłaciliśmy i można jechać dalej. Droga powrotna jest niemal identyczna. Od okienka do okienka + kontrola bagażu przez polskiego celnika. Nam zajęło wszystko nie więcej niż 10 minut w jedną stronę. Gdzie można się poruszać bez wizy? Poniżej mapka rejonu objętego ruchem bezwizowym: Granice strefy oznaczone są żółtą tablicą, widoczną na mapie po prawej stronie. Nie próbujcie jej przekraczać. Koszt mandatu to 100 BYN. Co można zobaczyć po białoruskiej stronie: LAS! 🙂 Tak to głównie zobaczymy. Wielki prastary las. Gigantyczny dziki obszar Puszczy Białowieskiej, który jest większy niż ten po polskiej stronie. Poruszamy się asfaltową drogą, oficjalnie rowerową, choć poruszają się po niej też samochody obsługi Parku, wojskowe, milicja, a nawet autobus kursujący pomiędzy Kamieniukami a Pererovem. Droga jest w doskonałym stanie, w większości po płaskim acz jest kilka podjazdów. Miejska legenda głosi, że prezydent Łukaszenka, zwany przez niektórych, tęskniących za dyktaturą, „ciepłym człowiekiem”: uwielbia jeździć na nartorolkach po Puszczy i kazał sobie wyasfaltować piękne trasy, na których może oddawać się swojej pasji. Coś w tym może być, ponieważ za miejscowością Liadskie w kierunku jednostki wojskowej na drodze do Kamieniuk są na początku i końcu szlabany, pozwalające zamknąć i odciąć tą drogę dla postronnych… Jadąc w kierunku Kamieniuków mija się urokliwe, sztuczne jezioro Liadskoye . Nie wolno w nim pływać, ale zatrzymać sę warto. Nastęnie jest stara, malutka wieś Liadskie, z urokliwymi drewnianymi domami, znanymi wszystkim miłośnikom Wschodu. Za wsią jest rozjazd – w lewo do kwatery białoruskiego Dziadka Mroza, czyli odopowiednika św. Mikołaja tudzież Gwiazdora, prosto do Kamieniuk. W Kamieniukach zobaczyć można typową, acz wyraźnie odmalowaną z zewnątrz na pokaz wieś/miasteczko białoruskie, z nową cerkwią, dwoma sklepami spożywczymi i dwoma przemysłowymi, kilkoma pensjonatami, hotelem i stacją benzynową. W jednej z bocznych uliczek jest także stara cerkiew, zlokalizowana w jednym z drewnianych domków. Jest też szkoła, przychodnia, poczta i bank. Obowiązkowym punktem jest oczywiście sklep spożywczy, w którym można zaopatrzyć się w dobra akcyzowe. Jak wspomniałem sklepy spożywcze są dwa. Jeden w centrum przy cerkwi, drugi na skraju niedaleko bramy wjazdowej do Parku Narodowego. Miasteczko z głównej ulicy wygląda ładnie i czysto, jak się zagłębić dalej widać, że odmalowano je tylko od frontu. Niemniej jest bardzo przyjemne i daje jako taki pogląd na to jak wygląda białoruska prowincja. Co jeszcze ? Siedziba Parku narodowego, tam małe muzeum, tradycyjny, acz całkiem zgrabny pomnik ofiar walki z faszyzmem i woliery ze zwierzętami. To akurat dosyć przygnębiający widok. Ewidentnie zrobiony na styl Rezerwatu Pokazowego Żubrów z Białowieży, jednak wyglądający na typowe rosyjskie zoo – a to nie jest dobry wzór. Opisywałem już kiedyś zoo w Kaliningradzie – ZOO w Kaliningradzie . I tak jak tego zoo tak i tego z Kamieniuk nie polecam. Warto też zajrzeć do siedziby Dziadka Mroza. Atrakcja oczywiście typowo dla dzieci, a my też tam pojechaliśmy. O dziwo, miejsce całkiem przyjemne i przede wszystkim pozbawione typowego dla takich przybytków plastikowego kiczu. Przy okazji w restauracji na miejscu można zjeść pyszne bliny na 15 sposobów i inne lokalne potrawy. Tu także można płacić kartą. Jak ktoś ma siły w nogach to można pojechać jeszcze w kierunku Pererova i obejrzeć muzeum bimbrownictwa, nie dojechałem tam, zostawiam to na następną wizytę. Noclegi: W samych Kamieniukach są dwa hotele i kilka pensjonatów oraz gospodarstw agroturystycznych. Tuż za bramą Parku Narodowego znajduje się dobrej klasy hotel „Hotel Complex Kamenuki” – kliknij aby go zobaczyć tutaj Ceny w nim zaczynają się od ok 35 Euro / 150 zł za dwie osoby za dobę. Wielką zaletą jest położenie już na terenie parku narodowego, wieczorem i w nocy, wychodząc przed hotel można usłyszeć ryczące żubry. W samym „centrum” Kamieniuk (Kamieniuków?) znajduje się dwugwiazdkowy Hotel no. 2. Niepozorny, a wręcz niemal odstraszający 🙂 z zewnątrz, a wyjątkowo przyjemny w środku. Podejrzeć możecie go tutaj – KLIK Pokoje są czyste, wygodne i dobrze wyposażone, jest nawet mały basen. Ceny zaczynają się od ok 25 Euro / 100 zł za noc za dwie osoby. Zaletą jest położenie w środku miejscowości, kilka kroków od poczty, przychodni, dużego sklepu spożywczego i cerkwi. Oprócz tych hoteli jest kilka przyjemnych pensjonatów i gospodarstw agroturystycznych. Szczególnie spodobał mi się pensjonacik „Puszczański kurortek” (Pushchanskii khutorok) – zerknij na niego tutaj. Problemem jest sam proces rezerwacji – obiekty jeśli nawet mają stronę internetową, to są one słabe i tylko po rosyjsku. Bardzo polecam rezerwowanie noclegu przez portal Raz, że odpada bariera językowa, dwa mamy pewność że gdyby cokolwiek okazało się nie tak , jak miało być – nie będzie pokoju, obiekt będzie nieczynny itp itd. wystarczy jeden telefon do i problem zostanie rozwiązany na naszą korzyść. Zawsze w takiej sytuacji w ciągu kilkunastu – kilkudziesięciu minut zostanie zarezerwowany i opłacony inny nocleg w bliskiej odległości, w tym samym lub lepszym standardzie. Sprawdzone na piszącym ten tekst kilkukrotnie m. in. na Słowacji i w Maroko. Jeszcze raz zatem linki do bezpośredniej rezerwacji hoteli (wystarczy kliknąć na nazwę hotelu): Hotel Complex Kamenuki Hotel no. 2 Puszczański kurortek Wszystkie oferty z Kamieniuków, z terenu objętego ruchem bezwizowym : KLIKNIJ TUTAJ Czy wymieniać pieniądze ? Nie ma takiej potrzeby. Praktycznie wszędzie zapłacisz kartą. W każdym sklepie, knajpce, kiosku z pamiątkami etc. Za pamiątki ze stoisk przy siedzibie Parku w Kamieniukach można płacić złotówkami. Ceny, co kupić, co i ile można przywieźć do Polski? Normy wwozowe są takie same jak z każdym innym krajem spoza Europejskiej Wspólnoty, czyli: napoje spirytusowe – 1 litr wino – 4 litry piwo – 16 litrów Ceny są, co mnie bardzo zaskoczyło, stosunkowo wysokie. Za przelicznik, należy dla uproszczenia przyjąć, że 1 BYN czyli białoruski rubel to 50 euro centów lub 2 złote. Przykładowe ceny w sklepie w Kamieniukach: syrki od ok 0,50 do 1,5 BYN piwo 0,5l w sklepie 1,5 – 2 BYN (BTW jest ochydne – jasno żółta woda, smakująca niezależnie od marki tak samo) wódka 0,5 l w „ładnej” butelce z żubrem – 8 BYN czekolada mleczna 100g – 1 – 1,5 BYN (tu też uwaga nieważne czy to Alionka, Czerwony Kapturek, czekolada z żubrem czy cokolwiek innego będzie na obrazku na opakowaniu w środku będzie zawsze ta sama czekolada. Nie podobna, nie zbliżona – identyczna, i smakująca dokładnie tak samo) Goziniaki czy jak wolą Rosjanie Korziniaki ze słonecznika, orzechów, sezamu – od 1 do 1,7 BYN (to na szczęście nie jest rodzimej produkcji i smakuje obłędnie. Jak większość goziniaków pochodzi z południa Rosji – Krasnodar i tym podobne rejony) lody na badylu w sklepie – 1 – 1,5 BYN cukierki z białoruską flagą – 10 BYN / kg Jak widać tanio nie jest, ceny są zbliżone do tych u nas. Ja kupiłem trochę piwa, jedno „pół litra” i dużo słodyczy. Słodycze są naprawdę osobliwe. Ukraińskie, czy rosyjskie, są zawsze mega dobre. Nie obowiązują tam Unijne normy 🙂 więc walą cukru i ulepszaczy ile wlezie. Zdrowe to nie jest, ale smaczne jak diabli. Natomiast w Białorusi jest kompletnie inaczej. Wszystko ma identyczny, niezbyt powalający na kolana smak. Czy to czekolada, czy cukierek, baton, cokolwiek – smakuje identycznie i co więcej, wygląda identycznie. Jak już wyżej wspomniałem, każda czekolada jest dokładnie taka sama, zmieniają się tylko opakowania. Tak samo jest z cukierkami, wafelkami etc. Czy warto ? Zdecydowanie! Białoruś zawsze mnie ciekawiła, ale jakoś nigdy jeszcze tam nie byłem. Po tej krótkiej wizycie nabrałem ochoty na więcej. Tym razem jednak pojadę kamperkiem i z wizą, aby zobaczyć więcej i pobyć dłużej. Kraj może nie jest tak dziki i urokliwy jak Ukraina, jednak na pewno warty poznania.
co można przywieźć z białorusi 2017